"Pewnego wieczora żona zastała męża nad kołyską , w której leżało ich dziecko..
Stanęła cicho i obserwowała go w milczeniu. Mąż wpatrywał się w śpiące w kołysce niemowlę, a na jego twarzy malował się zachwyt i zdumienie przemieszane z niedowierzaniem i nutką wątpliwości. Oczy żony, wzruszonej emocjami malującymi się na twarzy męża, zaszkliły się.
Bardzo ciekawa, o czym myśli, objęła go od tylu ramionami i wyszeptała do ucha:
- Powiedz mi, o czym myślisz kochanie?
-To niesamowite odparł mąż z przejęciem - nie mogę pojąc, jak można zrobić tak świetną kołyskę za jedyne 49 dolarów i 99 centow......."
Jest to anegdota na temat męskich uczuć. Dość zabawna. Trochę prawdy w niej jest. Mężczyźni przeżywają, ale zazwyczaj mają problem z nazwaniem emocji i wyrażeniem ich na zewnątrz, jak też mają problem z przyznaniem się do nich. Ponadto przez wieki byli uczeni i wychowywani w kulcie <mężczyzna nie płacze> co sprawiło, ze emocje głęboko skrywali i dlatego maja trudności z ich uzewnętrznieniem za pomocą zdrowych i właściwych form ekspresji.
Dzień po dniu warto nazywać i uświadamiać sobie doznawane drobne emocje, akceptować je. W ten sposób można też uczyć się kontrolować je - po to, aby one nie kontrolowały nas. Silne emocje np. złość, gdy przejmuje kontrolę sprawia, ze zachowanie staje się agresywne. Emocja nazwana staje się natomiast świadoma i wtedy łatwiej o przemyślane zachowania, których nie trzeba potem żałować.
Zapewne kobieta może pomóc w określeniu emocji czy uczuć, pod warunkiem, ze sama sobie je uświadamia.
anegdota pochodzi z ksiazki " Męska depresja" Archibalda D. Harta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz